Wpisy archiwalne w miesiącu
Lipiec, 2010
Dystans całkowity: | 1298.90 km (w terenie 23.00 km; 1.77%) |
Czas w ruchu: | 68:49 |
Średnia prędkość: | 18.87 km/h |
Maksymalna prędkość: | 64.40 km/h |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 81.18 km i 4h 18m |
Więcej statystyk |
Sobota, 31 lipca 2010
Kategoria middle 30-50 km, 2010
Po tygodniowej przerwie
Po z górą tygodniowej przerwie, kiedy dzień w dzień bardziej czy mniej intensywnie padało wyruszyłem dziś na przejażdżkę z chwilą, jak tylko po południu drogi obeschły.
Trasa krótka i dobrze znana, obeszło się bez większych niespodzianek.
Niepokoi mnie jedynie coraz częstsze przeskakiwanie łańcucha. Na napędzie, a w sumie to na Kellysie zrobiłem do tej pory (od lipca 2009) ponad 8800 kilometrów, ale "na siłę" chcę dociągnąć do 10 KKm i wymienić cały napęd.
Trasa: dom-Pawłowice-Wspólna-Długa-Kasztanowa-Jarząbkowice-Rolnicza-Pielgrzymowice Boczna-Podlesie-Zielona-Zebrzydowicka-Groblowa-Sikorskego-Powstańców-Golasowicka
-Jastrzębska-Spółdzielcza-Spokojna-Gospodarska-Gen.Świerczewskiego-Rolnicza
-Cicha-Graniczna-dom
Ciśnienie/tętno: >>127/79/97<<
Temp. 21-23C
Trasa krótka i dobrze znana, obeszło się bez większych niespodzianek.
Niepokoi mnie jedynie coraz częstsze przeskakiwanie łańcucha. Na napędzie, a w sumie to na Kellysie zrobiłem do tej pory (od lipca 2009) ponad 8800 kilometrów, ale "na siłę" chcę dociągnąć do 10 KKm i wymienić cały napęd.
Trasa: dom-Pawłowice-Wspólna-Długa-Kasztanowa-Jarząbkowice-Rolnicza-Pielgrzymowice Boczna-Podlesie-Zielona-Zebrzydowicka-Groblowa-Sikorskego-Powstańców-Golasowicka
-Jastrzębska-Spółdzielcza-Spokojna-Gospodarska-Gen.Świerczewskiego-Rolnicza
-Cicha-Graniczna-dom
Ciśnienie/tętno: >>127/79/97<<
Temp. 21-23C
- DST 40.00km
- Czas 01:39
- VAVG 24.24km/h
- VMAX 49.10km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 23 lipca 2010
Kategoria shorty - do 30 km, 2010
Myjnia
Po 10 dniach jeżdżenia w różnych warunkach rower wymagał "rewitalizacji", a myjka ciśnieniowa pomogła doprowadzić go częściowo do jako takiego stanu.
Osobna sprawa to jakość napędu. Po prawie 9kkm wymaga on wymiany, gdyż coraz częściej łańcuch "przeskakuje" w różnych kombinacjach biegowych.
Poprawnie zachowuje się jedynie na najmniejszych trybach, ale zamierzam "dociągnąć" do 10000 km i wymienić cały napęd.
Osobna sprawa to jakość napędu. Po prawie 9kkm wymaga on wymiany, gdyż coraz częściej łańcuch "przeskakuje" w różnych kombinacjach biegowych.
Poprawnie zachowuje się jedynie na najmniejszych trybach, ale zamierzam "dociągnąć" do 10000 km i wymienić cały napęd.
- DST 9.10km
- Czas 00:28
- VAVG 19.50km/h
- VMAX 43.00km/h
- Temperatura 29.0°C
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 22 lipca 2010
Kategoria middle 30-50 km, 2010
Zakończenie Rajdu Szakiem Wielkiej Wojny 1409-1411
Dzień dziesiąty i ostatni.
Około dziesiątej rano docieramy do Pszczyny i w trójkę kierujemy się w stronę Strumienia, by w Golasowicach rozdzielić się, gdyż jeden mieszka w Zebrzydowicach.
Mariusz, nasz przewodnik jedzie dalej do Bielska. Czeka go jeszcze skok przez Salmopol i Wisłę do Jaworzynki.
Trasa: Pszczyna-Strumień-Golasowice-Bzie-dom
Około dziesiątej rano docieramy do Pszczyny i w trójkę kierujemy się w stronę Strumienia, by w Golasowicach rozdzielić się, gdyż jeden mieszka w Zebrzydowicach.
Mariusz, nasz przewodnik jedzie dalej do Bielska. Czeka go jeszcze skok przez Salmopol i Wisłę do Jaworzynki.
Trasa: Pszczyna-Strumień-Golasowice-Bzie-dom
- DST 37.90km
- Czas 01:48
- VAVG 21.06km/h
- VMAX 42.30km/h
- Temperatura 29.0°C
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze
Rajd Szakiem Wielkiej Wojny 1409-1411 dzień 9.
Dzień dziewiąty.
Ruchliwą ulicą Hallera opuszczamy dość wcześnie swoją kwaterę kierując się dalej na południe, ale za to pod wiatr.

Jeszcze chwila i opuszczamy Grudziądz

Gotowy do drogi
Chwilę zatrzymujemy się w Radzyniu Chełmińskim, by wrzucić coś na ruszt, "po pieczątki" i z bliska zerknąć na ruiny zamku krzyżackiego.



Charakterystyczną architektoniczną cechą zamków i zespołów klasztornych z okresu panowania krzyżaków są wstawki ciemniejszych cegieł w murach układające się w geometryczny wzór.


Zamek krzyżacki w Radzyniu Chełmińskim
Słońce praży chociaż miały być przelotne deszcze. Kolejny nieplanowany półgodzinny postój nad jeziorkiem w miejscowości Poćwiardowo, a do Golubia-Dobrzynia pozostało kilka kilometrów.


Zamek w Golubiu-Dobrzyniu


Mariusz nasz przewodnik i armaty z zamku w Golubiu-Dobrzyniu


Zdzisław i Mariusz w swoim żywiole

Golub-Dobrzyń - fragment dziedzińca

Bateria armat na zamku w Golubiu-Dobrzyniu, docelowo ma ich być 100

Docelowym punktem naszego rajdu jest Toruń. Docieramy tam o 17:00, a pierwsze swoje kroki kierujemy na dworzec PKP i kupujemy bilety na pociąg z Gdyni do Bielska-Białej przez Katowice, Pszczynę na godzinę 1:36.
Wagonu dla rowerów i tym razem brak, czyli ponownie szykuje się "powtórka z rozrywki".
Z lewobrzeżnej części, w której usytuowany jest Dworzec Główny (bardzo nieciekawe miejsce ten lewobrzeżny Toruń) jedziemy przez most na Starówkę.

Fragment Starówki Torunia widoczny z lewobrzeżnej części


Harley Davidson na Starówce w Toruniu



Pomnik Kopernika w Toruniu

Riksza na toruńskiej Starówce

Dwór Artusa w Toruniu

Czyżby coś w stylu "galeria gwiazd"? Jednak i tak fajne.

Dycha za potrzymanie - Mariusz i Zdzisław wiedzą co robią

Mariusz trzyma osła za ... rogi ;)

O, jaki piękny konik! Wyrwało się z ust tej pani (autentyczne). Jednak Tadek wie swoje i nie zamierza jej wyprowadzać z błędu, ale my tak.

Toruński osiołek w pełnej krasie

Fragment murów miejskich

Ruiny zamku krzyżackiego w Toruniu

Teatr Baj Pomorski w Toruniu

Od strony ulicy Piernikarskiej Baj wita publiczność drewnianą szafą zdobioną rzeźbami.

Fragment frontu teatru Baj Pomorski w Toruniu
Pierwszy raz mam okazję oglądać coś, co mi się naprawdę podoba. Nie mając o tym zielonego pojęcia dopiero teraz dociera do mnie, że toruńska Starówka zasługuje na to, skoro została wyróżniona.
W 1997 toruński zespół staromiejski został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, a od 2004 jest ogólnopolską siedzibą Ligi Polskich Miast UNESCO. W 2007 toruńska starówka została wpisana na listę 7 Cudów Polski dziennika "Rzeczpospolita". Toruński Rynek i Ratusz Staromiejski zajęły 3. miejsce w plebiscycie National Geographic Polska na 30 najpiękniejszych miejsc na świecie[za Wikipedia].
Mając kilka godzin do odjazdu pociągu jedziemy na bulwar nad Wisłą, gdzie intensywnie nawadniamy swoje organizmy wysuszone trasą i wrażeniami.
Jednak kiedy zapasy powolutku zaczynają nam się kończyć, dwóch kolegów postanawia pójść "do miasta" i je uzupełnić, wszak przed nami wiele godzin w pociągu bez "Warsu", zaś mnie i Zdzisławowi przypadło pilnowanie rowerków.
Dostali na to tylko pół godzinki, bo licho nie śpi, jeszcze mogłoby im się tam spodobać?
Jest też chwila relaksu dla nas i naszych rowerków.

Drzemiący Kellys na bulwarze w Toruniu

Znużeni trasą, ciągłą i bezskuteczną walką z meszkami i innym latającym paskudztwem siedząc na ławce od czasu do czasu na zmianę przysypiamy, kiedy w pewnym momencie budzi mnie głośne:
- A może byś tak zabrał te nogi!
Popatrzyłem i co widzę? Przed wyprostowanymi nogami kolegi stoi gruby starszawy babsztyl, a obok biega jakiś wyrośnięty kundel.
Zamiast wybrać - jak nakazywałyby okoliczności - drugą, o wiele szerszą wybrukowaną ścieżkę, wybrała "nasz" 1.5 metrowy chodnik między ławkami i rowerami.
Klepnięte nogi Zdzisława schowały się jak sprężyna, babsztyl potoczył się dalej i po jakimś czasie wracał tą samą drogą i nic sobie nie robił z uwag w stylu: a gdzie smycz?
Kilkanaście minut później, kiedy noc na dobre zapadła, na bulwarze pojawił się samochód SM.
Przemknął tam gdzie zwykle jeżdżą rowerzyści i chodzą piesi, chociaż o tej porze były już tylko spóźnione pary i od czasu do czasu pojedynczy rower.
Po jakimś czasie w naszą stronę zbliżał się inny patrol strażników miejskich w liczbie trzech.
Przeszli obok nas chodnikiem i po trawie pilnie przyglądając się wszystkim i każdemu z osobna, a szczególnie jednemu z nas leżącemu na trawie.
Odeszli na 10-15 metrów i rozpoczynają "naradę".
Ktoś z naszych rzuca hasło:
- Szukają na nas paragrafu.
Tymi słowami "wywołał wilka z lasu".
Strażnicy ruszyli w naszym kierunku, zatrzymują się i po
- Dobry wieczór -
rozpoczyna się seria rutynowych, ale też i mniej, pytań.
Skąd i dokąd jedziemy i czy piliśmy alkohol, itp.
- My? Skąd! Jesteśmy przecież rowerami, a gdyby nawet to zamierzamy je prowadzić.
- Było zgłoszenie, że jacyś rowerzyści na bulwarze w miejscu publicznym piją alkohol (czyżby to sprawka tego wstrętnego babsztyla?).
- Wiecie, mamy tu monitoring i obowiązkiem naszym jest sprawdzić takie zgłoszenie.
W pewnym momencie jeden z nich dostrzega leżącą w trawie puszkę nienapoczętego browca.
- Czyje to piwo?
- Moje. Ktoś odpowiada. To jak, nie można mieć przy sobie piwa?
Na szczęście kilka minut przed ich przybyciem pozacieraliśmy ślady naszej biesiady w okolicznych koszach na śmieci, nie mieli więc podstaw, by się doczepić.
Dla świętego spokoju poprowadziliśmy nasze rumaki przez Starówkę, a potem przejechaliśmy przez most i z fasonem zajechaliśmy na dworzec.
Tu niestety czekało na nas kolejne zmartwienie. Nigdzie nie mogliśmy dostrzec tabliczek z literkami układającymi się w charakterystyczne WC.
Jeden pilnował rowerów, pozostała trójka udała się na intensywne poszukiwania.
Dopiero po dobrych kilku minutach ktoś trafił na ten niezbędnie potrzebny przybytek kilkadziesiąt metrów od głównego budynku.
Pod tym względem Dworzec Główny w Toruniu przypomina "czasy Wilusia", znaczy bardzo już odległe.
Pakujemy się do pociągu mającego kwadrans opóźnienia. Jakoś udaje nam się zająć z rowerami dwa sąsiednie przedziały, przy czym jeden z nich miał rezerwację, ale od czego wożone narzędzia.
Bez dalszych problemów docieramy do Pszczyny, gdzie trzech z nas wysiada, zaś do Bielska jedzie tylko nasz przewodnik i organizator.

Trasa: Grudziądz-Radzyń Chełmiński-Golub-Dobrzyń-Toruń
Ruchliwą ulicą Hallera opuszczamy dość wcześnie swoją kwaterę kierując się dalej na południe, ale za to pod wiatr.

Jeszcze chwila i opuszczamy Grudziądz

Gotowy do drogi
Chwilę zatrzymujemy się w Radzyniu Chełmińskim, by wrzucić coś na ruszt, "po pieczątki" i z bliska zerknąć na ruiny zamku krzyżackiego.



Charakterystyczną architektoniczną cechą zamków i zespołów klasztornych z okresu panowania krzyżaków są wstawki ciemniejszych cegieł w murach układające się w geometryczny wzór.


Zamek krzyżacki w Radzyniu Chełmińskim
Słońce praży chociaż miały być przelotne deszcze. Kolejny nieplanowany półgodzinny postój nad jeziorkiem w miejscowości Poćwiardowo, a do Golubia-Dobrzynia pozostało kilka kilometrów.


Zamek w Golubiu-Dobrzyniu


Mariusz nasz przewodnik i armaty z zamku w Golubiu-Dobrzyniu


Zdzisław i Mariusz w swoim żywiole

Golub-Dobrzyń - fragment dziedzińca

Bateria armat na zamku w Golubiu-Dobrzyniu, docelowo ma ich być 100

Docelowym punktem naszego rajdu jest Toruń. Docieramy tam o 17:00, a pierwsze swoje kroki kierujemy na dworzec PKP i kupujemy bilety na pociąg z Gdyni do Bielska-Białej przez Katowice, Pszczynę na godzinę 1:36.
Wagonu dla rowerów i tym razem brak, czyli ponownie szykuje się "powtórka z rozrywki".
Z lewobrzeżnej części, w której usytuowany jest Dworzec Główny (bardzo nieciekawe miejsce ten lewobrzeżny Toruń) jedziemy przez most na Starówkę.

Fragment Starówki Torunia widoczny z lewobrzeżnej części


Harley Davidson na Starówce w Toruniu



Pomnik Kopernika w Toruniu

Riksza na toruńskiej Starówce

Dwór Artusa w Toruniu

Czyżby coś w stylu "galeria gwiazd"? Jednak i tak fajne.

Dycha za potrzymanie - Mariusz i Zdzisław wiedzą co robią

Mariusz trzyma osła za ... rogi ;)

O, jaki piękny konik! Wyrwało się z ust tej pani (autentyczne). Jednak Tadek wie swoje i nie zamierza jej wyprowadzać z błędu, ale my tak.

Toruński osiołek w pełnej krasie

Fragment murów miejskich

Ruiny zamku krzyżackiego w Toruniu

Teatr Baj Pomorski w Toruniu

Od strony ulicy Piernikarskiej Baj wita publiczność drewnianą szafą zdobioną rzeźbami.

Fragment frontu teatru Baj Pomorski w Toruniu
Pierwszy raz mam okazję oglądać coś, co mi się naprawdę podoba. Nie mając o tym zielonego pojęcia dopiero teraz dociera do mnie, że toruńska Starówka zasługuje na to, skoro została wyróżniona.
W 1997 toruński zespół staromiejski został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, a od 2004 jest ogólnopolską siedzibą Ligi Polskich Miast UNESCO. W 2007 toruńska starówka została wpisana na listę 7 Cudów Polski dziennika "Rzeczpospolita". Toruński Rynek i Ratusz Staromiejski zajęły 3. miejsce w plebiscycie National Geographic Polska na 30 najpiękniejszych miejsc na świecie[za Wikipedia].
Mając kilka godzin do odjazdu pociągu jedziemy na bulwar nad Wisłą, gdzie intensywnie nawadniamy swoje organizmy wysuszone trasą i wrażeniami.
Jednak kiedy zapasy powolutku zaczynają nam się kończyć, dwóch kolegów postanawia pójść "do miasta" i je uzupełnić, wszak przed nami wiele godzin w pociągu bez "Warsu", zaś mnie i Zdzisławowi przypadło pilnowanie rowerków.
Dostali na to tylko pół godzinki, bo licho nie śpi, jeszcze mogłoby im się tam spodobać?
Jest też chwila relaksu dla nas i naszych rowerków.

Drzemiący Kellys na bulwarze w Toruniu

Znużeni trasą, ciągłą i bezskuteczną walką z meszkami i innym latającym paskudztwem siedząc na ławce od czasu do czasu na zmianę przysypiamy, kiedy w pewnym momencie budzi mnie głośne:
- A może byś tak zabrał te nogi!
Popatrzyłem i co widzę? Przed wyprostowanymi nogami kolegi stoi gruby starszawy babsztyl, a obok biega jakiś wyrośnięty kundel.
Zamiast wybrać - jak nakazywałyby okoliczności - drugą, o wiele szerszą wybrukowaną ścieżkę, wybrała "nasz" 1.5 metrowy chodnik między ławkami i rowerami.
Klepnięte nogi Zdzisława schowały się jak sprężyna, babsztyl potoczył się dalej i po jakimś czasie wracał tą samą drogą i nic sobie nie robił z uwag w stylu: a gdzie smycz?
Kilkanaście minut później, kiedy noc na dobre zapadła, na bulwarze pojawił się samochód SM.
Przemknął tam gdzie zwykle jeżdżą rowerzyści i chodzą piesi, chociaż o tej porze były już tylko spóźnione pary i od czasu do czasu pojedynczy rower.
Po jakimś czasie w naszą stronę zbliżał się inny patrol strażników miejskich w liczbie trzech.
Przeszli obok nas chodnikiem i po trawie pilnie przyglądając się wszystkim i każdemu z osobna, a szczególnie jednemu z nas leżącemu na trawie.
Odeszli na 10-15 metrów i rozpoczynają "naradę".
Ktoś z naszych rzuca hasło:
- Szukają na nas paragrafu.
Tymi słowami "wywołał wilka z lasu".
Strażnicy ruszyli w naszym kierunku, zatrzymują się i po
- Dobry wieczór -
rozpoczyna się seria rutynowych, ale też i mniej, pytań.
Skąd i dokąd jedziemy i czy piliśmy alkohol, itp.
- My? Skąd! Jesteśmy przecież rowerami, a gdyby nawet to zamierzamy je prowadzić.
- Było zgłoszenie, że jacyś rowerzyści na bulwarze w miejscu publicznym piją alkohol (czyżby to sprawka tego wstrętnego babsztyla?).
- Wiecie, mamy tu monitoring i obowiązkiem naszym jest sprawdzić takie zgłoszenie.
W pewnym momencie jeden z nich dostrzega leżącą w trawie puszkę nienapoczętego browca.
- Czyje to piwo?
- Moje. Ktoś odpowiada. To jak, nie można mieć przy sobie piwa?
Na szczęście kilka minut przed ich przybyciem pozacieraliśmy ślady naszej biesiady w okolicznych koszach na śmieci, nie mieli więc podstaw, by się doczepić.
Dla świętego spokoju poprowadziliśmy nasze rumaki przez Starówkę, a potem przejechaliśmy przez most i z fasonem zajechaliśmy na dworzec.
Tu niestety czekało na nas kolejne zmartwienie. Nigdzie nie mogliśmy dostrzec tabliczek z literkami układającymi się w charakterystyczne WC.
Jeden pilnował rowerów, pozostała trójka udała się na intensywne poszukiwania.
Dopiero po dobrych kilku minutach ktoś trafił na ten niezbędnie potrzebny przybytek kilkadziesiąt metrów od głównego budynku.
Pod tym względem Dworzec Główny w Toruniu przypomina "czasy Wilusia", znaczy bardzo już odległe.
Pakujemy się do pociągu mającego kwadrans opóźnienia. Jakoś udaje nam się zająć z rowerami dwa sąsiednie przedziały, przy czym jeden z nich miał rezerwację, ale od czego wożone narzędzia.
Bez dalszych problemów docieramy do Pszczyny, gdzie trzech z nas wysiada, zaś do Bielska jedzie tylko nasz przewodnik i organizator.

Trasa: Grudziądz-Radzyń Chełmiński-Golub-Dobrzyń-Toruń
- DST 99.20km
- Teren 3.00km
- Czas 05:25
- VAVG 18.31km/h
- VMAX 47.20km/h
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze
Szlakiem Wielkiej Wojny 1409-1411 dzień 8.
Dzień ósmy.
Nieco przytłoczeni ogromem i posępnością murów z ulgą opuszczamy Malbork i kierujemy się na południe.

Kellys gotowy do drogi

Mariusz gotowy do drogi

Zdzisław gotowy do drogi, a gdzie pozostali..??
W Sztumie na zamku trafiamy na wracających z Grunwaldu członkach bractwa rycerskiego i ich ekwipunek. Początkowo nie pozwolili dotykać "bo rdzewieje", ale po zwróceniu uwagi że kontakt z trawą i gruntem przynieść może więcej szkody, odpuścili.

Fragment murów obronnych zamku w Sztumie


Walnij mnie to ci coś wykroję

Może tym ci przyłożyć?




Rycerski ekwipunek walał się na dziedzińcu
Ci którym zależało na pieczątkach uzyskują je w Sztumskim Centrum Kultury w którym odbywał się Międzynarodowy Przegląd Sztuki Więziennej.


Brama zamku w Sztumie
Zastanawia jeden fakt, otóż więźniowie zamiast ograniczać się do tworzenie czegoś o charakterze "wyższego lotu" mogliby czasami również zajrzeć na zamek, aby z wysokości spadzistego dachu dojrzeć ubytki przyczyniające się do degradacji tego zabytku.
Kolejnym punktem naszego rajdu jest leżący na lewym brzegu Wisły Gniew, jednak by się tam dostać należy na drugą stronę przepłynąć promem w miejscowości Janowo.


Widok na Gniew zza wału p.powodziowego na Wiśle


Koniec drogi, dalej tylko promem za free, gdyż utrzymywany jest przez Zarząd Dróg Wojewódzkich w Gdańsku.


Kellys na przeprawie promowej w Janowie



Nie wszyscy załapali się na prom


Widok na zamek w Gniewie z przystani promowej

W drodze na zamek

Fragment bryły zamku

Na dziedzińcu huknęło o pełnej godzinie


Widoczny fragment zabudowań gospodarczych w których m.in. mieści się stajnia


Dziedziniec zamku w Gniewie pod sztucznym dachem

Kaplica zamkowa


Nasze "koniki" na zamku w Gniewie
Na prawy brzeg wracamy w miejscowości Korzeniewo i jedziemy do Kwidzyna.



Na rogatkach Kwidzyna

Zamek krzyżacki z wieżą zwaną gdanisko albo sanitarną

Zamek krzyżacki w Kwidzynie

Kellys na tle zamku w Kwidzynie

Widok na katedrę



W Kwidzyniu spotyka mnie pierwsza i zarazem ostatnia mała awaria. Podjeżdżając ulicą pnącą się pod małe wzniesienie po redukcji spada mi łańcuch.
Próba szybkiego założenia kończy się niesamowitym upaćkaniem rąk, roweru i telefonu, a grupa znika mi w kierunku Grudziądza, ja jednak nie mam pojęcia czy pojadą główną trasą, czy też na skróty.
Na "nieszczęście" wybrali mniej uczęszczany trakt przez Sadlinki, a ja pojechałem "prościutko" przez 3 ronda. Po kwadransie jednak byliśmy już razem, ale ręce domyłem dopiero "na kwaterze".
Grudziądz wydał się mało ciekawy, wręcz smutny, a hałasujące przez calutką noc ciężarówki na ul. Hallera dopełniły reszty, chociaż były też ciekawsze fragmenty.


Zespół spichrzów z XIII-XVII w.
Kilkadziesiąt kilometrów przed Grudziądzem jeszcze raz - ponoć na dobre - opuszcza nas jeden z kolegów, ten z okolic Przasnysza.
Na swój użytek nazwałem go "harcownikiem", bo lubił odskakiwać na trasie, ale zbierał się jako ostatni, poza tym miał rodzinę i znajomych w każdym zakątku Polski.
Na jednym z "wodopojów" pożegnał się ze wszystkimi i w krótkim czasie odsadził nas, by po około 3 kilometrach mignąć nam przed oczami główną drogą do której zmierzaliśmy.
Pewnie było mu łyso kiedy kontem oka zauważył nas jadących spacerowym tempem, a on darł ile wlezie. Na nasze wołania nawet nie zareagował.
Na trasie do Grudziądza pewnie spotkały go inne "przygody", bo kiedy my rozlokowani już w schronisku, wszyscy po prysznicu i półgodzinnym spacerze do centrum od godzinki sączymy życiodajne płyny nad Wisłą, raptem pojawia się nie kto inny jak tylko nasz "harcownik".
Informacja, że specjalnie kupiliśmy dla niego browara kompletnie go "dobija", jednak nie przyjmuje propozycji by ponownie do nas dołączyć, decyduje się na jazdę "do spadnięcia z siodełka".
Po nocnej jeździe i ostatnich 20 kilometrowym na holu za motocyklem prowadzonym przez jednego z jego kuzynów, następnego dnia gdzieś późnym popołudniem dotarł w swoje okolice.
trasa: Malbork-Sztum-Gniew-Kwidzyn-Grudziądz
Nieco przytłoczeni ogromem i posępnością murów z ulgą opuszczamy Malbork i kierujemy się na południe.

Kellys gotowy do drogi

Mariusz gotowy do drogi

Zdzisław gotowy do drogi, a gdzie pozostali..??
W Sztumie na zamku trafiamy na wracających z Grunwaldu członkach bractwa rycerskiego i ich ekwipunek. Początkowo nie pozwolili dotykać "bo rdzewieje", ale po zwróceniu uwagi że kontakt z trawą i gruntem przynieść może więcej szkody, odpuścili.

Fragment murów obronnych zamku w Sztumie


Walnij mnie to ci coś wykroję

Może tym ci przyłożyć?




Rycerski ekwipunek walał się na dziedzińcu
Ci którym zależało na pieczątkach uzyskują je w Sztumskim Centrum Kultury w którym odbywał się Międzynarodowy Przegląd Sztuki Więziennej.


Brama zamku w Sztumie
Zastanawia jeden fakt, otóż więźniowie zamiast ograniczać się do tworzenie czegoś o charakterze "wyższego lotu" mogliby czasami również zajrzeć na zamek, aby z wysokości spadzistego dachu dojrzeć ubytki przyczyniające się do degradacji tego zabytku.
Kolejnym punktem naszego rajdu jest leżący na lewym brzegu Wisły Gniew, jednak by się tam dostać należy na drugą stronę przepłynąć promem w miejscowości Janowo.


Widok na Gniew zza wału p.powodziowego na Wiśle


Koniec drogi, dalej tylko promem za free, gdyż utrzymywany jest przez Zarząd Dróg Wojewódzkich w Gdańsku.


Kellys na przeprawie promowej w Janowie



Nie wszyscy załapali się na prom


Widok na zamek w Gniewie z przystani promowej

W drodze na zamek

Fragment bryły zamku

Na dziedzińcu huknęło o pełnej godzinie


Widoczny fragment zabudowań gospodarczych w których m.in. mieści się stajnia


Dziedziniec zamku w Gniewie pod sztucznym dachem

Kaplica zamkowa


Nasze "koniki" na zamku w Gniewie
Na prawy brzeg wracamy w miejscowości Korzeniewo i jedziemy do Kwidzyna.



Na rogatkach Kwidzyna

Zamek krzyżacki z wieżą zwaną gdanisko albo sanitarną

Zamek krzyżacki w Kwidzynie

Kellys na tle zamku w Kwidzynie

Widok na katedrę



W Kwidzyniu spotyka mnie pierwsza i zarazem ostatnia mała awaria. Podjeżdżając ulicą pnącą się pod małe wzniesienie po redukcji spada mi łańcuch.
Próba szybkiego założenia kończy się niesamowitym upaćkaniem rąk, roweru i telefonu, a grupa znika mi w kierunku Grudziądza, ja jednak nie mam pojęcia czy pojadą główną trasą, czy też na skróty.
Na "nieszczęście" wybrali mniej uczęszczany trakt przez Sadlinki, a ja pojechałem "prościutko" przez 3 ronda. Po kwadransie jednak byliśmy już razem, ale ręce domyłem dopiero "na kwaterze".
Grudziądz wydał się mało ciekawy, wręcz smutny, a hałasujące przez calutką noc ciężarówki na ul. Hallera dopełniły reszty, chociaż były też ciekawsze fragmenty.


Zespół spichrzów z XIII-XVII w.
Kilkadziesiąt kilometrów przed Grudziądzem jeszcze raz - ponoć na dobre - opuszcza nas jeden z kolegów, ten z okolic Przasnysza.
Na swój użytek nazwałem go "harcownikiem", bo lubił odskakiwać na trasie, ale zbierał się jako ostatni, poza tym miał rodzinę i znajomych w każdym zakątku Polski.
Na jednym z "wodopojów" pożegnał się ze wszystkimi i w krótkim czasie odsadził nas, by po około 3 kilometrach mignąć nam przed oczami główną drogą do której zmierzaliśmy.
Pewnie było mu łyso kiedy kontem oka zauważył nas jadących spacerowym tempem, a on darł ile wlezie. Na nasze wołania nawet nie zareagował.
Na trasie do Grudziądza pewnie spotkały go inne "przygody", bo kiedy my rozlokowani już w schronisku, wszyscy po prysznicu i półgodzinnym spacerze do centrum od godzinki sączymy życiodajne płyny nad Wisłą, raptem pojawia się nie kto inny jak tylko nasz "harcownik".
Informacja, że specjalnie kupiliśmy dla niego browara kompletnie go "dobija", jednak nie przyjmuje propozycji by ponownie do nas dołączyć, decyduje się na jazdę "do spadnięcia z siodełka".
Po nocnej jeździe i ostatnich 20 kilometrowym na holu za motocyklem prowadzonym przez jednego z jego kuzynów, następnego dnia gdzieś późnym popołudniem dotarł w swoje okolice.
trasa: Malbork-Sztum-Gniew-Kwidzyn-Grudziądz
- DST 103.60km
- Czas 05:30
- VAVG 18.84km/h
- VMAX 51.10km/h
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze
Rajd Szlakiem Wielkiej Wojny 1409-1411 dzień 7.
Dzień siódmy.
Bez żalu skoro świt ruszamy dalej opuszczając skądinąd urocze okolice jeziora.
Zaglądamy na rynek w Morągu, wstępujemy na zamek w Przezmarku gdzie zostajemy oprowadzeni przez obecnego właściciela wysłuchując historii i podziwiając okolicę z zachowanej wieży.

Przed ratuszem w Morągu

Armata w "rowerkowym" uścisku


Ratusz w Morągu w różnych ujęciach

Tablica na zamku w Przezmarku

Brama zamku średniego

Ocalała do dzisiejszego dnia wieża zamkowa, zamek główny w rozsypce

Replika zbroi rycerskiej
Późnym popołudniem docieramy do Malborka i nie ma co ukrywać, robi wrażenie.

Rowery najechały Malbork


Kładka dla pieszych nad Nogatem


Panorama zamku w Malborku

Kellys w Malborku



Na zwiedzanie i podziwianie potężnej bryły niegdysiejszej warowni mieliśmy kilka godzin, nocujemy w schronisku.











Most zwodzony na zamku w Malborku

Widok na zamek średni





Tajemniczy kamol

Samotne drzewko na murach średniego zamku

Ostatni rzut oka na posępną bryłę Zamku Wysokiego
Trasa: Kretowiny-Morąg-Przezmark-Malbork
Bez żalu skoro świt ruszamy dalej opuszczając skądinąd urocze okolice jeziora.
Zaglądamy na rynek w Morągu, wstępujemy na zamek w Przezmarku gdzie zostajemy oprowadzeni przez obecnego właściciela wysłuchując historii i podziwiając okolicę z zachowanej wieży.

Przed ratuszem w Morągu

Armata w "rowerkowym" uścisku


Ratusz w Morągu w różnych ujęciach

Tablica na zamku w Przezmarku

Brama zamku średniego

Ocalała do dzisiejszego dnia wieża zamkowa, zamek główny w rozsypce

Replika zbroi rycerskiej
Późnym popołudniem docieramy do Malborka i nie ma co ukrywać, robi wrażenie.

Rowery najechały Malbork


Kładka dla pieszych nad Nogatem


Panorama zamku w Malborku

Kellys w Malborku



Na zwiedzanie i podziwianie potężnej bryły niegdysiejszej warowni mieliśmy kilka godzin, nocujemy w schronisku.











Most zwodzony na zamku w Malborku

Widok na zamek średni





Tajemniczy kamol

Samotne drzewko na murach średniego zamku

Ostatni rzut oka na posępną bryłę Zamku Wysokiego
Trasa: Kretowiny-Morąg-Przezmark-Malbork
- DST 92.20km
- Czas 04:45
- VAVG 19.41km/h
- VMAX 45.10km/h
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze
Szlakiem Wielkiej Wojny 1409-1411 dzień 6.
Dzień szósty.
Zabrakło nam dosłownie 10 minut by zdążyć z pakowaniem namiotów przed deszczem. Nastąpiła zdecydowana zmiana pogody, chłodny wiatr co prawda przyniósł ulgę ale już deszcz mógł popadać w innym miejscu.
Ubieramy nieprzemakalne wdzianka i w drogę, kierunek jezioro Narie i postój w Kretowinach.
Droga wiedzie nas przez Olsztynek, w którym na dobre opuszcza nas kolega z okolic Ciechanowa wracając pociągiem w rodzinne strony.

Nasze rowery przed muzeum w Olsztynku

Pomnik Krzysztofa Celestyna Mrongowiusza

W skansenie w Olsztynku



Kramy w skansenie w Olsztynku

Drewniana królowa
Dalej lecimy przez Amerykę, Olsztyn, gdzie mamy okazję "utrzeć nosa" Kopernikowi i Łuktę, w której stajemy na mały popas.

Kartka z Ameryki, od prawej: Tomek, Zdzisław, Tadek


Chwila wytchnienia przed bazyliką w Olsztynie

Widok na Wysoką Bramę

Kellys przed Muzeum Warmii i Mazur

Potężne fundamenty zamku, obecnie Muzeum

Dziedziniec zamkowy

Kopernik, ten to miał nosa!

Stylowe wejście do restauracji Wileńska w Łukcie
Kretowiny zmieniły się nie do poznania. Te które pamiętam z końca lat 80-tych nie istniej. Z campingu zachowało się jedynie kilka domków, hangar dla łódek i resztki wspaniałych w tym czasie żywopłotów, nawet atmosfera gdzieś uleciała.

Na wieczornym spacerze od lewej: Tomek, Mariusz, Zdzisław i Tadek

W drodze na przystań, po dawnym campingu prawie ani śladu

Na przystani, widoczny hangar na łódki
Powstały za to prywatne "odpicowane" domki letniskowe i wybrukowany spory kawał nowej drogi. Przenocowaliśmy w jakimś byłym DW z tamtych lat.



Nasze rowery zawsze pod ręką
Trasa: Stębark-Olsztynek-Ameryka-Olsztyn-Łukta-Kretowiny
Zabrakło nam dosłownie 10 minut by zdążyć z pakowaniem namiotów przed deszczem. Nastąpiła zdecydowana zmiana pogody, chłodny wiatr co prawda przyniósł ulgę ale już deszcz mógł popadać w innym miejscu.
Ubieramy nieprzemakalne wdzianka i w drogę, kierunek jezioro Narie i postój w Kretowinach.
Droga wiedzie nas przez Olsztynek, w którym na dobre opuszcza nas kolega z okolic Ciechanowa wracając pociągiem w rodzinne strony.

Nasze rowery przed muzeum w Olsztynku

Pomnik Krzysztofa Celestyna Mrongowiusza

W skansenie w Olsztynku



Kramy w skansenie w Olsztynku

Drewniana królowa
Dalej lecimy przez Amerykę, Olsztyn, gdzie mamy okazję "utrzeć nosa" Kopernikowi i Łuktę, w której stajemy na mały popas.

Kartka z Ameryki, od prawej: Tomek, Zdzisław, Tadek


Chwila wytchnienia przed bazyliką w Olsztynie

Widok na Wysoką Bramę

Kellys przed Muzeum Warmii i Mazur

Potężne fundamenty zamku, obecnie Muzeum

Dziedziniec zamkowy

Kopernik, ten to miał nosa!

Stylowe wejście do restauracji Wileńska w Łukcie
Kretowiny zmieniły się nie do poznania. Te które pamiętam z końca lat 80-tych nie istniej. Z campingu zachowało się jedynie kilka domków, hangar dla łódek i resztki wspaniałych w tym czasie żywopłotów, nawet atmosfera gdzieś uleciała.

Na wieczornym spacerze od lewej: Tomek, Mariusz, Zdzisław i Tadek

W drodze na przystań, po dawnym campingu prawie ani śladu

Na przystani, widoczny hangar na łódki
Powstały za to prywatne "odpicowane" domki letniskowe i wybrukowany spory kawał nowej drogi. Przenocowaliśmy w jakimś byłym DW z tamtych lat.



Nasze rowery zawsze pod ręką
Trasa: Stębark-Olsztynek-Ameryka-Olsztyn-Łukta-Kretowiny
- DST 95.90km
- Czas 05:16
- VAVG 18.21km/h
- VMAX 49.60km/h
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze
Rajd Szlakiem Wielkiej Wojny 1409-1411 dzień 5.
Dzień piąty i zero jeżdżenia.
Pierwszy raz wstajemy kiedy komu pasuje. Odpada gorączka pakowania i sprawdzania czy wszystko pozabierane, a w kołach powietrze.
Przed 11:00 spokojnie spacerkiem udajemy się na główne miejsce "koncentracji wojsk" mając okazję przekonać się ile też narodu zjechało w to miejsce.
Obchodzimy wokoło całe obozowisko z parkingiem dla prawdziwych motocykli, trybunami dla vip-ów, niewątpliwą atrakcją jaką było stale oblegane banji i namiot byłego prezesa UPR z charakterystycznym napisem.



Kolejny posiadacz zbędnej gotówki szykuje się do skoku

Mało było miejsc z których można było bez przeszkód i z bliska obserwować pole bitewne, a miejsca najbardziej atrakcyjne od dawna były już zajęte.

O godzinie 14:00 z minutami zaczęło się. Jak na mój gust wszystko za bardzo statyczne i mało zorganizowane. Nie przypominało to prawdziwej bitwy chociażby takiej jaką pamiętamy z filmu "Krzyżacy", jednak niewątpliwie uznanie i podziw należy się zakutym w żelastwo rycerzom.






Kilka godzin na wyjątkowo tego dnia palącym słońcu bez tych wszystkich "wdzianek" i tak trudno było wytrwać, cóż dopiero mieli powiedzieć uczestnicy inscenizacji i nie dziwota że co raz karetki kogoś zwoziły.
Prawdziwy "horror" zaczął się równo z końcem "bitwy". Wiara jak jeden mąż wstała ze swoich miejsc i parła "na z góry upatrzone pozycje", czyli do samochodów.
W kilkanaście minut "po" wszyscy chcieli być jak najdalej Grunwaldu i w efekcie wszystkie drogi zostały dokumentnie zakorkowane do wczesnych godzin porannych w niedzielę.
Zupełnie nie odpisali organizatorzy. Przede wszystkim zabrakło napojów z piwem włącznie, jedzenia i sanitariatów, a część tych stojących z niewiadomych powodów była pozamykana.
Stojącym w kilometrowych korkach samochodach wysiadały chłodnice, na domiar złego w niedzielny poranek spadł deszcz i ci którzy chcieli przeczekać zmasowany odwrót utknęli w błotku na dobre.
W dniu następnym nawet kilkadziesiąt kilometrów od Grunwaldu widywało się niemiłosiernie ubłocone auta, wiadomo skąd wracały.
Pierwszy raz wstajemy kiedy komu pasuje. Odpada gorączka pakowania i sprawdzania czy wszystko pozabierane, a w kołach powietrze.
Przed 11:00 spokojnie spacerkiem udajemy się na główne miejsce "koncentracji wojsk" mając okazję przekonać się ile też narodu zjechało w to miejsce.
Obchodzimy wokoło całe obozowisko z parkingiem dla prawdziwych motocykli, trybunami dla vip-ów, niewątpliwą atrakcją jaką było stale oblegane banji i namiot byłego prezesa UPR z charakterystycznym napisem.



Kolejny posiadacz zbędnej gotówki szykuje się do skoku

Mało było miejsc z których można było bez przeszkód i z bliska obserwować pole bitewne, a miejsca najbardziej atrakcyjne od dawna były już zajęte.

O godzinie 14:00 z minutami zaczęło się. Jak na mój gust wszystko za bardzo statyczne i mało zorganizowane. Nie przypominało to prawdziwej bitwy chociażby takiej jaką pamiętamy z filmu "Krzyżacy", jednak niewątpliwie uznanie i podziw należy się zakutym w żelastwo rycerzom.






Kilka godzin na wyjątkowo tego dnia palącym słońcu bez tych wszystkich "wdzianek" i tak trudno było wytrwać, cóż dopiero mieli powiedzieć uczestnicy inscenizacji i nie dziwota że co raz karetki kogoś zwoziły.
Prawdziwy "horror" zaczął się równo z końcem "bitwy". Wiara jak jeden mąż wstała ze swoich miejsc i parła "na z góry upatrzone pozycje", czyli do samochodów.
W kilkanaście minut "po" wszyscy chcieli być jak najdalej Grunwaldu i w efekcie wszystkie drogi zostały dokumentnie zakorkowane do wczesnych godzin porannych w niedzielę.
Zupełnie nie odpisali organizatorzy. Przede wszystkim zabrakło napojów z piwem włącznie, jedzenia i sanitariatów, a część tych stojących z niewiadomych powodów była pozamykana.
Stojącym w kilometrowych korkach samochodach wysiadały chłodnice, na domiar złego w niedzielny poranek spadł deszcz i ci którzy chcieli przeczekać zmasowany odwrót utknęli w błotku na dobre.
W dniu następnym nawet kilkadziesiąt kilometrów od Grunwaldu widywało się niemiłosiernie ubłocone auta, wiadomo skąd wracały.
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze
Szlakiem Wielkiej Wojny 1409-1411 dzień 4.
Dzień czwarty.
W dniu dzisiejszym mamy zdecydowanie najkrótszy etap do pokonania jednak trasa bardzo pofałdowana.
Pierwszy punkt postojowy to resztki ruin zamku w Kurzętniku.




Widok ze wzgórza zamkowego na ścieżkę dydaktyczną i stacje drogi krzyżowej
Krótka wizyta (po pieczątki) na rynku w Nowym Mieście Lubawskim i przebijamy się dalej, czyli Lubawa i w końcu Grunwald.


Chwila schronienia przed deszczem w podcieniach wieży

Fragment ruin zamku w Lubawie
Do Grunwaldu docieramy od strony Frygnowa wyprzedzani od kilkudziesięciu kilometrów przez samochody i motocykle udekorowane różnokolorowymi proporczykami co wyraźnie wskazuje na kierunek w jakim jadą.
Daje się odczuć coraz większe podniecenie bliskością tak ważnego dla nas miejsca w historii jak i tym co się przed 600-set laty wydarzyło i ma się ponownie wydarzyć.
Wśród mijających nas daje się zaobserwować barwy charakterystyczne dla obu stron potyczki, czyli są biało-czerwone, ale też białe z czarnymi krzyżami.
Droga prowadząca w kierunku pola jak i pobocze z obu stron zapchana samochodami które wciąż jadą i jadą nie zważając na zmianę organizacji ruchu.
Pola parkingowe w pobliżu pola bitewnego już wypełnione gdyż każdy chce być jak najbliżej głównych wydarzeń.
Ze względu na rowery i chęć ulokowania ich w bezpiecznym miejscu decydujemy się na szukanie miejsca na nocleg u gospodarza w miarę blisko, ale też niedrogo.
W pobliskim Stębarku znajdujemy kawałek placu na rozbicie namiotów i beczkę z zimną wodą za a. 40,00zł/os.+ namiot za 2 noce, oraz wiejski sklepik non stop oblężony trzymający "ceny urzędowe".


Po założeniu obozu idziemy na oddalone o 1.5 km pole bitewne wraz z otaczającymi je polami namiotowymi zarówno uczestników inscenizacji jak i gości.

Widok z oddali na mały fragment obozowiska




Na każdym musi robić to wrażenie, szczególnie kiedy patrzyło się na część obozowiska jaką zajmowali Litwini.
Spiczaste białe namioty wyróżniały się z pośród różnokolorowych zajmowanych przez inne chorągwie.



Litwinka przy pleceniu pasów

Litewskie znachorki i Zdzisław


Wnętrze namiotu litewskiego dostojnika


Fragment taboru uczestników inscenizacji grunwaldzkiej



Ceny długiej broni rozpoczynały się od 600 euro


Mariusz i Wiesław z Litwinkami



Ceny na poszczególne elementy uzbrojenia były powalające, z reguły oscylowały wokół 600 euro, ile w takim razie należałoby "wybulić" za kompletną zbroję?
Już dzień przed główną sobotnią inscenizacją bitwy odbywały się - śmiało można powiedzieć - walki "na śmierć i życie", gdyż co jakiś czas karetki odwoziły poturbowanych rycerzy.
Prym w tych potyczkach wiedli rycerze z Ukrainy i Białorusini tłukąc się prawdziwymi mieczami i toporami, a były to chłopy na schwał.
Na sama myśl co się wtedy, znaczy 600 lat temu tu działo skóra cierpnie na plecach.
Napatrzywszy się na zawartość niezliczonych kramów, kolorowo poubieranych przedstawicieli różnych bractw, wszelkiej maści kuglarzy i "krasomówców" łącznie z byłym już kandydatem na prezydenta RP o inicjałach JKM późną już nocą wracamy na "swoje śmiecie" podprawieni chmielowym napojem.
Wszak jutro, czyli w sobotę 17 lipca odbędzie się główna inscenizacja, trzeba więc zebrać siły.
Trasa: Lidzbark-Kurzętnik-Nowe Miasto Lubawskie-Lubawa-Grunwald-Stębark
W dniu dzisiejszym mamy zdecydowanie najkrótszy etap do pokonania jednak trasa bardzo pofałdowana.
Pierwszy punkt postojowy to resztki ruin zamku w Kurzętniku.




Widok ze wzgórza zamkowego na ścieżkę dydaktyczną i stacje drogi krzyżowej
Krótka wizyta (po pieczątki) na rynku w Nowym Mieście Lubawskim i przebijamy się dalej, czyli Lubawa i w końcu Grunwald.


Chwila schronienia przed deszczem w podcieniach wieży

Fragment ruin zamku w Lubawie
Do Grunwaldu docieramy od strony Frygnowa wyprzedzani od kilkudziesięciu kilometrów przez samochody i motocykle udekorowane różnokolorowymi proporczykami co wyraźnie wskazuje na kierunek w jakim jadą.
Daje się odczuć coraz większe podniecenie bliskością tak ważnego dla nas miejsca w historii jak i tym co się przed 600-set laty wydarzyło i ma się ponownie wydarzyć.
Wśród mijających nas daje się zaobserwować barwy charakterystyczne dla obu stron potyczki, czyli są biało-czerwone, ale też białe z czarnymi krzyżami.
Droga prowadząca w kierunku pola jak i pobocze z obu stron zapchana samochodami które wciąż jadą i jadą nie zważając na zmianę organizacji ruchu.
Pola parkingowe w pobliżu pola bitewnego już wypełnione gdyż każdy chce być jak najbliżej głównych wydarzeń.
Ze względu na rowery i chęć ulokowania ich w bezpiecznym miejscu decydujemy się na szukanie miejsca na nocleg u gospodarza w miarę blisko, ale też niedrogo.
W pobliskim Stębarku znajdujemy kawałek placu na rozbicie namiotów i beczkę z zimną wodą za a. 40,00zł/os.+ namiot za 2 noce, oraz wiejski sklepik non stop oblężony trzymający "ceny urzędowe".


Po założeniu obozu idziemy na oddalone o 1.5 km pole bitewne wraz z otaczającymi je polami namiotowymi zarówno uczestników inscenizacji jak i gości.

Widok z oddali na mały fragment obozowiska




Na każdym musi robić to wrażenie, szczególnie kiedy patrzyło się na część obozowiska jaką zajmowali Litwini.
Spiczaste białe namioty wyróżniały się z pośród różnokolorowych zajmowanych przez inne chorągwie.



Litwinka przy pleceniu pasów

Litewskie znachorki i Zdzisław


Wnętrze namiotu litewskiego dostojnika


Fragment taboru uczestników inscenizacji grunwaldzkiej



Ceny długiej broni rozpoczynały się od 600 euro


Mariusz i Wiesław z Litwinkami



Ceny na poszczególne elementy uzbrojenia były powalające, z reguły oscylowały wokół 600 euro, ile w takim razie należałoby "wybulić" za kompletną zbroję?
Już dzień przed główną sobotnią inscenizacją bitwy odbywały się - śmiało można powiedzieć - walki "na śmierć i życie", gdyż co jakiś czas karetki odwoziły poturbowanych rycerzy.
Prym w tych potyczkach wiedli rycerze z Ukrainy i Białorusini tłukąc się prawdziwymi mieczami i toporami, a były to chłopy na schwał.
Na sama myśl co się wtedy, znaczy 600 lat temu tu działo skóra cierpnie na plecach.
Napatrzywszy się na zawartość niezliczonych kramów, kolorowo poubieranych przedstawicieli różnych bractw, wszelkiej maści kuglarzy i "krasomówców" łącznie z byłym już kandydatem na prezydenta RP o inicjałach JKM późną już nocą wracamy na "swoje śmiecie" podprawieni chmielowym napojem.
Wszak jutro, czyli w sobotę 17 lipca odbędzie się główna inscenizacja, trzeba więc zebrać siły.
Trasa: Lidzbark-Kurzętnik-Nowe Miasto Lubawskie-Lubawa-Grunwald-Stębark
- DST 84.90km
- Czas 04:47
- VAVG 17.75km/h
- VMAX 46.50km/h
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze
Rajd Szlakiem Wielkiej Wojny 1409-1411 dzień 3.
Dzień trzeci.
Rano, nieco później niż do tej pory (jest wśród nas "hamulcowy" któremu ciężko idzie wszelkie pakowanie i zbieranie bambetli) już w komplecie zajeżdżamy na zamek.
Małe zwiedzanie i w dalszą drogę kierunek Lidzbark przez Mławę i Działdowo (zamek krzyżacki), ale kilkanaście kilometrów za Ciechanowem "odpada" wspomniany wyżej uczestnik pochodzący tym razem z okolic Przasnysza i odnajduje nas w sobotę pod Grunwaldem w dniu wielkiej inscenizacji.
Być może obecność tak blisko rodzinnych stron przeważa nad wspólnym podróżowaniem.

W oczekiwaniu na "hamulcowego"

Nasze "osiodłane rumaki" w oczekiwaniu na spóźnialskich




Z Ciechanowa kierujemy się na Mławę i Działdowo gdzie należy "zaliczyć" zamek krzyżacki.


Pieczątki zdobyte, jedziemy dalej

Kellys lubi słońce, ale też czasami cień

Widok na kamieniczki w centrum Mławy

Fragment zamku krzyżackiego w Działdowie
Po 11 godzinach w słońcu i "na siodle" pragniemy ochłody, a Jezioro Lidzbarskie świetnie nadaje się do tego.
Nocujemy na campingu w 5-cio osobowym domku campingowym, a co najważniejsze dla nas z prysznicami oddalonymi o kilkadziesiąt metrów. Najmniej ważny jest fakt, że wszystko pamięta czasy "wczesnego Gierka".

Na campingu w stylu "wczesny Gierek"

Kellys "spakowany" i gotowy do drogi

Leśny gość deko kontuzjowany (brak fragmentu ogona)
Trasa: Ciechanów-Mława-Działdowo-Lidzbark Welski
Rano, nieco później niż do tej pory (jest wśród nas "hamulcowy" któremu ciężko idzie wszelkie pakowanie i zbieranie bambetli) już w komplecie zajeżdżamy na zamek.
Małe zwiedzanie i w dalszą drogę kierunek Lidzbark przez Mławę i Działdowo (zamek krzyżacki), ale kilkanaście kilometrów za Ciechanowem "odpada" wspomniany wyżej uczestnik pochodzący tym razem z okolic Przasnysza i odnajduje nas w sobotę pod Grunwaldem w dniu wielkiej inscenizacji.
Być może obecność tak blisko rodzinnych stron przeważa nad wspólnym podróżowaniem.

W oczekiwaniu na "hamulcowego"

Nasze "osiodłane rumaki" w oczekiwaniu na spóźnialskich




Z Ciechanowa kierujemy się na Mławę i Działdowo gdzie należy "zaliczyć" zamek krzyżacki.


Pieczątki zdobyte, jedziemy dalej

Kellys lubi słońce, ale też czasami cień

Widok na kamieniczki w centrum Mławy

Fragment zamku krzyżackiego w Działdowie
Po 11 godzinach w słońcu i "na siodle" pragniemy ochłody, a Jezioro Lidzbarskie świetnie nadaje się do tego.
Nocujemy na campingu w 5-cio osobowym domku campingowym, a co najważniejsze dla nas z prysznicami oddalonymi o kilkadziesiąt metrów. Najmniej ważny jest fakt, że wszystko pamięta czasy "wczesnego Gierka".

Na campingu w stylu "wczesny Gierek"

Kellys "spakowany" i gotowy do drogi

Leśny gość deko kontuzjowany (brak fragmentu ogona)
Trasa: Ciechanów-Mława-Działdowo-Lidzbark Welski
- DST 90.40km
- Czas 04:47
- VAVG 18.90km/h
- VMAX 45.50km/h
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze