Czwartek, 4 marca 2010
Kategoria maxi 50-100 km, 2010
Věřňovice
Wytyczona dzień wcześniej trasa od samego początku kształtem przypominała mi .. kalosz. Czyżby znaczenie miało to, że Věřňovice leżą nad graniczną Olzą i wody tu pewnie nie brakuje?

Sprawa po części wyjaśniła się kiedy w Łaziskach w miejscowej aptece po raz pierwszy zapytałem o drogę.
Farmaceuta przyznał, że sam czasami latem chodzi piechotą do Věřňovic w pół godziny ale od razu ostrzegł o nie najlepszym kawałku drogi po stronie czeskiej, w sumie to droga przez pola.
Zgodnie ze wskazówką skręciłem w lewo przed szkołą w niby Wierzniowicką, ale nazwy nigdzie nie dostrzegłem, więc po raz kolejny "w locie" zasięgam języka. Starsza pani potwierdza ale jeszcze słyszę za sobą coś w stylu "ta cesta je szpatna!".
Myślę sobie, przecież rower to nie samochód, w razie czego zawsze można trudniejszy odcinek pokonać "z buta".
Na końcu asfaltu stał popadający w ruinę mały biały domek z czerwonym dachem, pewnie to pozostałość po strażnicy lub lokalnym przejściu.
Za nim już tylko coś co przypomina drogę przez pola rozjeżdżoną ciężkim sprzętem, a rozryte podłoże i głębokość kolein wskazywała, że sam czasami miał problemy.
Miejscami ze względu na spore kałuże wypełnione bardziej błockiem niż wodą należało zejść na pole. Prawdopodobnie jeszcze kilka dni temu wszystko pokryte było śniegiem i teraz przypominało to nasiąkniętą wodą gąbkę.
Niby to nic nadzwyczajnego, ale z czymś takim miałem do czynienia po raz pierwszy.
Już po kilku metrach moje "sliki" oblepiły się błotem i nie znajdując oparcia praktycznie buksowały w miejscu.
Błoto nie mogąc zmieścić się w rejonie hamulców zaczęło skutecznie utrudniać prowadzenie roweru.
W sumie ta "droga" przez pola to tylko 0,6 km, jednak widok roweru był mało zachęcający. Niżej na mapce to ta przerywana linia od granicy do krzyża.


Gdzieś na błotnym "poligonie".

Kiedy tylko wydostałem się na twardy grunt zacząłem się zastanawiać gdzie by tu wykąpać mojego Kellysa. Jedyne co mi przychodziło na myśl to wspomniana na początku Olza.
Usunąłem z grubsza patykiem błoto, ale i tak nie dało się jechać nie narażając się na nieciekawy "prysznic".
Wysoki stan wody i hałas spadającej na kaskadzie za mostem wody skutecznie zniechęcił mnie do zamoczenia roweru.
Pozostało bardziej dokładnie operować patykiem, a ostatecznie problem załatwiła ciśnieniowa myjka na myjni już "w domu".

Trasa: dom-Gołkowice-Godów-Łaziska-Věřňovice-Dolní Lutyně-Dětmarovice-Závada
-Petrovice u Karviné-Prstná-dom
Temp. -3C-2C, wiatr NE i N, miejscami prószył śnieg
Ciśnienie i tętno: >>115/70/94<<

Sprawa po części wyjaśniła się kiedy w Łaziskach w miejscowej aptece po raz pierwszy zapytałem o drogę.
Farmaceuta przyznał, że sam czasami latem chodzi piechotą do Věřňovic w pół godziny ale od razu ostrzegł o nie najlepszym kawałku drogi po stronie czeskiej, w sumie to droga przez pola.
Zgodnie ze wskazówką skręciłem w lewo przed szkołą w niby Wierzniowicką, ale nazwy nigdzie nie dostrzegłem, więc po raz kolejny "w locie" zasięgam języka. Starsza pani potwierdza ale jeszcze słyszę za sobą coś w stylu "ta cesta je szpatna!".
Myślę sobie, przecież rower to nie samochód, w razie czego zawsze można trudniejszy odcinek pokonać "z buta".
Na końcu asfaltu stał popadający w ruinę mały biały domek z czerwonym dachem, pewnie to pozostałość po strażnicy lub lokalnym przejściu.
Za nim już tylko coś co przypomina drogę przez pola rozjeżdżoną ciężkim sprzętem, a rozryte podłoże i głębokość kolein wskazywała, że sam czasami miał problemy.
Miejscami ze względu na spore kałuże wypełnione bardziej błockiem niż wodą należało zejść na pole. Prawdopodobnie jeszcze kilka dni temu wszystko pokryte było śniegiem i teraz przypominało to nasiąkniętą wodą gąbkę.
Niby to nic nadzwyczajnego, ale z czymś takim miałem do czynienia po raz pierwszy.
Już po kilku metrach moje "sliki" oblepiły się błotem i nie znajdując oparcia praktycznie buksowały w miejscu.
Błoto nie mogąc zmieścić się w rejonie hamulców zaczęło skutecznie utrudniać prowadzenie roweru.
W sumie ta "droga" przez pola to tylko 0,6 km, jednak widok roweru był mało zachęcający. Niżej na mapce to ta przerywana linia od granicy do krzyża.


Gdzieś na błotnym "poligonie".

Kiedy tylko wydostałem się na twardy grunt zacząłem się zastanawiać gdzie by tu wykąpać mojego Kellysa. Jedyne co mi przychodziło na myśl to wspomniana na początku Olza.
Usunąłem z grubsza patykiem błoto, ale i tak nie dało się jechać nie narażając się na nieciekawy "prysznic".
Wysoki stan wody i hałas spadającej na kaskadzie za mostem wody skutecznie zniechęcił mnie do zamoczenia roweru.
Pozostało bardziej dokładnie operować patykiem, a ostatecznie problem załatwiła ciśnieniowa myjka na myjni już "w domu".

Trasa: dom-Gołkowice-Godów-Łaziska-Věřňovice-Dolní Lutyně-Dětmarovice-Závada
-Petrovice u Karviné-Prstná-dom
Temp. -3C-2C, wiatr NE i N, miejscami prószył śnieg
Ciśnienie i tętno: >>115/70/94<<
- DST 51.30km
- Teren 1.00km
- Czas 02:45
- VAVG 18.65km/h
- VMAX 55.50km/h
- Temperatura 2.0°C
- Sprzęt Kellys Saphix
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!